Świat usług uwielbia abonamenty. Jeśli masz cokolwiek do czynienia z biznesem, to wiesz, że najlepiej jest budować usługi oparte na abonamencie, bo dają Ci stały dopływ pieniędzy w biznesie. Dają, oczywiście pod warunkiem, że robisz to na tyle dobrze, że klienci widzą i czują wartość jaką dostają właśnie w ramach abonamentu i będą go u Ciebie przedłużać. Świat biznesu chce sprzedawać jak najwięcej abonamentów więc zrobi wszystko, żeby Cię do tego namówić. Tylko czy to co dobre dla biznesu jest dobre dla nas klientów? Jak więc kupować abonament z głową i nie dać się nabrać na triki?
Jeśli spojrzysz na swoje finanse osobiste, to abonamenty mogą się okazać samym złem. Czymś co zjada regularnie Twoje dochody, a z czego korzystasz w ograniczonym zakresie, albo nie korzystasz w ogóle. Czymś za co płacisz, a wcale nie podnosi jakoś szczególnie Twojego wskaźnika szczęścia, zadowolenia z życia. Są czymś, co kupiliśmy pod wpływem impulsu, podjęliśmy zobowiązanie tylko korzystanie nam nie wychodzi. Z czasem taki płacony abonament może okazać się Twoją największą frustracją, trochę podobną do kredytu… z którego chciałoby się uciec, tylko możliwości ( w tym przypadku często formalnych) brak.
Ja taką swoją frustrację abonamentową w 2017 mam za sobą… bo dałam się namówić na roczny abonament na siłownię za 299PLN miesięcznie… razy 12 miesięcy i mamy zobowiązanie na prawie 3600PLN rocznie.
Chcesz wiedzieć jak kupować abonament z głową – naucz się na mojej wpadce.
Ta “wpadka”, to prawdziwy przykład na to, jak potrafi zemścić się na nas nie stosowanie swoich własnych zasad. Dlaczego? Dlatego, że dla zasady nie cierpię wszelkich abonamentów z tak zwanymi lojalkami. Jeśli widzę, że mam się zobowiązać, że przez rok czy dwa będę “związana” umową, której właściwie nie mogę rozwiązać, to uciekam szybki i daleko. Od lat moja praca wyglądała tak, że trudno było powiedzieć gdzie w takiej perspektywie czasu będę mieszkać (albo przebywać większą część tygodnia). … ale teraz przy Juniorze, zdecydowanie część wyjazdowa na dłuższy czas się uspokoiła.
O co więc chodzi? Jakiś czas temu pod nosem wreszcie otworzyli mi fitness, który wygląda super. Nie czuć w nim mieszającego się na salach potu ludzi, w łazienkach nie latają przyklejające się do ciała podczas prysznica zasłonki. Ba! Jest nawet w standardzie w szatniach płyn do demakijażu dla alergików. Sauna i w ogóle cały klub wygląda jak spa… W szatniach leciała miła, trochę jazzująco-swingowa muzyka (w stylu Diana Krall czy Frank Sinatra), a nie żadne “łupu-łupu”. Miejsca parkingowe w garażu podziemnym (tak jestem rozpieszczona w zimę i przyzwyczajona do jazdy “ z garażu do garażu”). No prawdziwy haj-lajf.
Do tego zajęcia z jogi i pilates w dobrych godzinach, mało ludzi na sali kardio. Po prostu – idealnie. Sport w moim życiu jest ważny, jest częścią zdrowego stylu życia na którym bardzo mi zależy. …Ale z klubami fitness mam ciężką relację. Pewnie dlatego, że “rozpieszczona” zostałam jakiś czas temu, przez klub do którego chodziłam mieszkając w Mediolanie… i jakoś żaden w Warszawie (jeszcze taki blisko mojego domu lub pracy) nie mógł mu dorównać. Ten nie był może idealny, ale przynajmniej “zbliżył” się do tego wymarzonego. Lubię jogę i pilates, ale nie jestem w nich tak biegła, żeby ćwiczyć bez trenera… do tego możliwość codziennego wyjścia z domu wieczorem do ludzi dorosłych – doceni tylko każda Mama dwulatka 😉 .
Z drugiej strony jak coś w fitnessie nie działa, jest za głośno, coś nie jest tak, to wtedy strzela mnie nerw. …I wydawanie kasy jest bez sensu, bo zamiast relaksu jest kolejna frustracja. Frustracja za którą płacę. Wolę wtedy zajęcia “outdoorowe”, albo jakiś trening personalny (wtedy jestem jednak bardziej związana z trenerem, a nie klubem), albo odpalam mojego wioślarza w domu, czy jakiś program treningowy z komputera.
Ale wracając do tematu – ten zachwyt wyglądem klubu i mocne postanowienie, że będę przecież chodzić, bo jest całkiem blisko domu, a wyjście z domu na relaks bezcenne – sprawiły, że zstąpiła na mnie “pomroczność jasna” i wzięłam abonament z roczną lojalką.
Podpisałam, pochodziłam niewiele ponad miesiąc …i wtedy się zaczęło. Junior poszedł do żłobka i dopadła nas wirusowa “przedszkolna spirala śmierci”. Do wiosny zarażaliśmy się od siebie w kółko… więc jak udało mi się wyrwać na ćwiczenia raz-dwa w tygodniu, to był prawdziwy sukces. Kiedy przyszła wiosna, to okazało się, że w klubie jest zmiana grafiku zajęć. Moje ulubione zajęcia spadły na godziny, które nie były dla mnie, a z czasem wypadły w ogóle. Została w sumie joga raz w tygodniu.
Wydarzyła się też zmiana zarządzających i zamiast jazzowo-swingowego rytmu w szatniach pojawiło się standardowe klubowe “łupu-łupu” (sorry – ale u mnie cały relaks po treningu bierze w cholerę jak słyszę taką łupankę). Nawet na sali kardio muzyka zaczęła lecieć tak głośno, że przebijała to, co puściłam sobie swojego. Tak, tak, tak – chodziłam, prosiłam o ściszenie, zmianę muzyki… tylko ile możesz chodzić prosić i się nie wkurzać, że “znowu” głośno, i “wali”, i czaszkę rozsadza?
Ta kumulacja nieszczęść, wydarzeń i zwrotów akcji w moim życiu i życiu klubu sprawiła, że po kilku miesiącach chodzenie do tego fitnessu kojarzyło mi się bardziej z frustracją, a nie przyjemnością. Nie mając podpisanej lojalki, pewnie na tym etapie przestałabym tam chodzić. Tym bardziej, że przyszła wiosna i lato – czyli dla mnie tradycyjnie czas aktywności na zewnątrz. … a tu zobowiązanie na kolejne 7 miesięcy za 299PLN miesięcznie na głowie. Głupia decyzja. Konsekwencje, te finansowe trzeba było jednak ponieść i kontynuować umowę… Jedyna osłoda – to zajęcia z jogi raz w tygodniu, które nadal były w pasującej mi godzinie. Chodziłam też na salę kardio, ale właściwie za każdym razem musiałam prosić o ściszenie muzyki na sali tak, żeby nie zagłuszała tego co sobie puszczam na “full volume” w słuchawkach z iPhona. Taka karma i pokuta 😉 . Pokuta która miała mnie kosztować jeszcze ponad 2000PLN. Oczywiście nie było tak, że nie korzystałam w ogóle… ale za jedne zajęcia z jogi w tygodniu i salę kardio na której zaczynam od litanii petycji klienta – trochę dużo.
Karma, pokuta i co dalej z kupowaniem abonamentów?
Forest Gump mawiał: “Głupim jest ten, co głupio robi”. Ja bym do tego dodała: “Głupim jest ten, co głupio robi to samo kolejny raz”.
Nie jestem osobą, która samobiczuje się w nieskończoność za swoje błędy. Traktuję je jak cenną nauczkę. W tym przypadku lekcję, za którą przyszło mi zapłacić jakieś dwa tysiące złotych ;-P . Ten abonament za fitness nie rujnował jakoś mojego budżetu, tylko zwyczajnie nie lubię bezsensownie wydawać pieniędzy. Przecież za te 2000PLN mogłabym pewnie sprawić sobie więcej radości i przyjemności.
Wracając do porażek. Kiedy popełniam błędy, to analizuję, wyciągam wnioski, spisuję to, co zrobię następnym razem inaczej i idę do przodu. W tym przypadku dokonałam spisania sobie takich własnych, prostych zasad, którymi będę się kierować ilekroć chcę się jednak zdecydować na usługę abonamentową.
Dlaczego? Dlatego, że świat się zmienia i chcąc korzystać z niektórych rzeczy zwyczajnie musze zaakceptować, że jednak od czasu do czasu jakiś abonament może mi się “przydarzyć”. Świetnym przykładem są tu aplikacje komputerowe. Kiedyś takie Adobe Photoshop, czy Lightroom kupowało się jako program, dziś są one sprzedawane w usługach abonamentowych. Cały świat idzie w kierunku “wynajmowania” i “użytkowania”, a nie posiadania… a to wiąże się z częstszym pojawianiem się zobowiązań o charakterze abonamentowym.
Na mnie zdecydowanie lepiej działa podejście “jak coś będę robić”, zamiast “jak nie robić”, albo, że nie będę tego robić w ogóle. Trochę jak z dzieckiem. “Kochanie nie kop Pana” – co zrobi? Kopnie. “Słonko nie wchodź tam” – oczywiście, że wejdzie. Buduję więc moje listy na zasadzie pozytywnej, bo wiem z doświadczenia, że będzie mi łatwiej się do nich zastosować.
Oczywiście posiadając moje “listy” dalej może się zdarzyć, że popełnię jakiś inny błąd. Kiedy jednak zastosuje nowe zasady, to będzie on wynikał z czegoś innego. Nawet jak błąd popełnię, przeanalizuję i uaktualnię wtedy listę. U mnie tak to działa.
Jak kupować abonament z głową?
Zaraz pokaże Ci moje najnowsze zasady kupowania abonamentów. Na wstępnie dodam jeszcze jednak, że mam zestaw innych zasad dzięki którym w ogóle decyduję czy sam zakup ma dla mnie sens. To one są takim pierwszym filtrem. Jeśli coś w ogóle nie wpisuje się w moje potrzeby czy cele, to nawet nie przechodzę do zastanawiania się i analizowania ceny, czy sposobu płatności. Zasady kupowania abonamentu są więc kolejnym filtrem, który nakładam jeśli już ustalę, że ten zakup potrzebuję zrobić.
1. Stosuj własne zasady.
Po ostatnim doświadczeniu to chyba dla mnie jedna z najistotniejszych zasad. Mam zasady po to, aby je stosować. Jeśli mi się nie podobają, nie pasują, są przestarzałe – to są to przecież moje zasady! Mogę więc je zmienić. Najpierw je przemyśleć, zmienić i dopiero wtedy podejmować decyzje zakupowe. Kiedy coś jednak kupuję – stosować zasady. Po to są.
2. Daj sobie czas – minimum 24h na przemyślenie.
Kiedy dostaję ofertę daję sobie czas na dokładne przemyślenie, policzenie i decyzje. Za wszelkie: tylko teraz, tylko tu, natychmiast – dziękuję. Jeśli ktoś nie jest w stanie dać mi 24h na przemyślenie, to najprawdopodobniej jest w umowie jakiś haczyk, którego mam nie zauważyć. W przypadku fitnessu nawet nikt mnie nie zmuszał do natychmiastowej odpowiedzi. Być może danie sobie tych 24h skłoniłoby mnie do wzięcia jednak opcji droższej w miesięcznej opłacie, ale bez lojalki.
3. Jeśli już abonament – jak nie natychmiastowe, to miesięczne, a maksymalnie 3 miesięczne wypowiedzenie.
Lojalka na rok czy dłużej, przy moim stylu życia, okazuje się nadal jakąś “abstrakcją”. Zwyczajnie zbyt wiele się zmienia i dzieje, żebym w tak długim czasie mogła przewidzieć, co się dokładnie wydarzy. Czym innym jest oczywiście abonament z roczną lojalką na 10PLN, a czym innym na 100, czy 500PLN. W moim budżecie ustaliłam, że dopuszczam roczną lojalkę na usługi do 50PLN miesięcznie. Powyżej – musi być możliwość wypowiedzenia. Tu opłaca mi się zapłacić nawet trochę więcej, ale mieć jednak możliwość ruchu i wypowiedzenia umowy.
4. Przelicz korzyści.
To ważny punkt. Dla 5 czy 10% zniżki może mi się nie opłacać podpisać nawet 3 miesięcznego zobowiązania do opłacania danej usługi. Posiadanie w pakiecie usługi z której nie korzystam (albo z której “może skorzystam”) to dla mnie kiepski interes. Przykład – mój dostawca internetu co chwila dzwoni i stara się mnie namówić na wzięcie w pakiecie telewizji, której właściwie nie oglądam… Ale zapłaci Pani tylko “złotówkę” więcej. Po co mam płacić nawet grosz więcej za coś, co nie jest mi potrzebne?
Jeśli roczna lojalka – to muszę mieć co do zasady przynajmniej 50% korzyści w stosunku do ceny normalnej.
5. Czytam warunki – szczególnie wypowiedzenia i “automatycznego” przedłużenia umowy.
Umowy trzeba czytać. Ja czytam. Na ogół przy usługach abonamentowych najistotniejsze są zasady wypowiadania usług czy produktów. Jeśli podpisuję, że umowa automatycznie ulegnie odnowieniu na kolejny rok, gdy jej nie wypowiem na czas, na trzy miesiące przed jej końcem – to lepiej żebym to wiedziała. Wiedziała i zapisała w kalendarzu dokładną datę. Za kilka miesięcy nie będę przecież już pamiętać, kiedy mam wypowiedzieć, aby się nie przedłużyła.
6. Jeśli jest coś, co jest dla mnie szczególnie ważne w danej usłudze, powoduje, że decyduję się na zakup abonamentu, to zapisuję to w umowie.
Pakiety się zmieniają, produkty się zmieniają, usługi się zmieniają, zarządzający się zmieniają. Jeśli podpisuje abonament z lojalką, to zmiana ważnych dla mnie elementów powinna dawać mi możliwość natychmiastowego zrezygnowania z danej usługi.
7. Kontroluję płatności.
Zdarzyło mi się podwójne pobranie opłaty za ten sam miesiąc. Oczywiście przy reklamacji wszystko szybko zostało załatwione i pieniądze zwrócone. Rękę na pulsie warto jednak trzymać i kontrolować jeśli mamy automatyczne pobranie z karty czy konta. …A jak nie mamy, to zdefiniować stałą płatność, żeby nie zapomnieć o przelewie i nie wpaść w płacenie na przykład kar umownych.
Oto mój zestaw 7 zasad tego jak kupować abonament z głową. Podoba Ci się?
? … A może masz swoje doświadczenia i inne zasady, które warto dodać do listy?
Daj znać w komentarzu 🙂 .