O czym najczęściej nie rozmawia polska rodzina? O pieniądzach!
Rzeczowej rozmowy na tematy finansowe między dorosłymi jest mało, a na większość potrzeb czy propozycji dzieci, żeby “coś kupić” na ogół reagujemy odpowiedzią “nie mam pieniędzy” (właściwie niezależnie czy to jest prawda, czy też nie).
W wielu miejscach nadal pokutuje przekonanie, że przy dzieciach o pieniądzach się nie rozmawia… tylko gdzie te dzieci o pieniądzach i decyzjach finansowych mają się nauczyć, bo szkoła najczęściej tematu również nie podejmuje. Młodzi ludzie wychodzą więc w dorosły świat zupełnie nieprzygotowani do realnego życia i podejmowania własnych decyzji finansowych.
… a przecież wszyscy wiemy, że “czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”!
Jak więc w zajętym i zabieganym świecie rodzica znaleźć czas oraz sposób na podstawową edukację finansową dziecka?
Dziś mam dla Ciebie pięć prostych zasad, które sprawdzą się świetnie przy małych i starszych dzieciach. Dodatkowo wprowadzenie ich w życie wcale nie oznacza, że musisz dziecku dawać kieszonkowe czy jakieś ekstra pieniądze. Możesz wykorzystać to, co już jako rodzina wydajecie.
Będzie o uczeniu decydowania i odpowiedzialności, budowaniu zdrowych nawyków finansowych najmłodszych, oszczędzaniu bez trudu i wyrzeczeń i nawet oferta ekstra premii do 400 złotych do zgarnięcia… a wszystko osadzone w realnym świecie i naszej rodzicielskiej codzienności.
To jak? Zaczynamy!
1. Przydziel dziecku budżet do dyspozycji – jak najszybciej :-).
Celowo nie piszę kieszonkowe, bo to temat na zupełnie inną rozmowę – czy chcesz wychować swoje dziecko na “etatowca”, który co miesiąc pobiera pensję, czy jednak na bardziej przedsiębiorczy typ, który musi się wysilić, żeby zarobić zastrzyk gotówki, który może być dość nieregularny.
Co to więc jest ten budżet do dyspozycji dziecka? Na bank masz w swoim domowym budżecie jakąś kwotę, którą przeznaczasz na zabawki dla dziecka, albo słodycze czy wspólne, rodzinne aktywności na mieście (kino, teatr, parki zabaw). Ustal, jaka to kwota i pozwól nią zarządzać dziecku.
U nas dobrze sprawdziły się “tygodniówki”, wspólne narady co do tego, co robimy razem w weekend i czy potrzebujemy na to pieniądze. Ustalenie, jakie słodkości chcemy zjeść i ile mamy na to pieniędzy oraz ile na zabawki wydajemy. Natomiast, to Junior zarządzał tymi mini budżetami do wydania. Podejmował decyzje rodzinne, uwzględniając nasze i swoje preferencje.
Największym tematem z dziećmi są zawsze zabawki. Tutaj, nawet jeśli w tygodniu wizyt w papierniku (gdzie są też zabawki) było więcej, to robiliśmy zdjęcia. Jest jeden dzień na zakupy – sobota. Do soboty Młody ze zdjęć i dostępnego budżetu analizuje, rozkminia i decyduje, co ostatecznie wybierze. Zdjęcia okazały się ekstra ćwiczeniem na odroczenie zakupu, mniejszą impulsywność decyzji i bardziej przemyślane wydatki.
Starsze dzieci mogą już mieć kilka kategorii z rodzinnego budżetu w swoim zarządzaniu… nawet wybór i opłacenie części wakacji, swoich ubrań czy pozaszkolnych zajęć dodatkowych. Kiedy chodzą do szkoły i umieją już liczyć, to dodatkowy plus jest taki – że zaczynają być świadome “ile to wszystko kosztuje”. Podliczają całość i kategorie w skali miesiąca czy roku (ale o tym za chwilę).
2. Ustal co jest walutą!
Co do zasady pieniądze są dla nas (nawet dorosłych) abstrakcyjne (pisałam o tym więcej w tym artykule) … co dopiero dla dzieci!
Im mniejsze dziecko, które nie potrafi jeszcze dobrze liczyć – tym trudniej o kontekst i właściwy punkt odniesienia... jakiekolwiek pojęcie “ile to faktycznie kosztuje?” nie ma żadnego zaczepienia w rzeczywistości. Znajdź więc przelicznik, który jest zrozumiały dla dziecka.
Kiedy mój Syn miał 3-4 lata, to panował szał na gumowe mini figurki Super Zings, które kupowało się w saszetkach. Jedna saszetka kosztowała około 5 złotych. Saszetka Super Zingsów stała się naszą walutą. Za każdym razem, gdy wybierał jakąś zabawkę, albo inną rzecz do kupienia, albo rozmawialiśmy o tym, ile coś kosztuje – przeliczałam mu, ile saszetek Super Zingsów może za to mieć.
Dodatkowy plus tej techniki jest taki, że przy okazji dziecko uczy się rozpatrywać alternatywy do wydania tych konkretnych pieniędzy. Łamie schemat księgowania mentalnego. Szybko samo zaczyna siebie pytać: “a co innego za tą kwotę pieniędzy mogę mieć?” … a to bardzo zdrowy nawyk, który pozwala na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, czy dany wydatek, to najlepsza forma spożytkowania tej kwoty pieniędzy.
W przypadku większych dzieci, które mają już pierwsze doświadczenia swojej zarobkowej pracy – naucz je przeliczać kwoty, które chce wydać na czas, w jakim zarobiłoby te pieniądze. Niech odpowiedzą sobie też na pytanie – czy dana rzecz jest na tyle wartościowa, żeby na nią pracować X godzin. (Tak, zawsze lepiej przeliczyć na godziny, a nie dni – bo będzie ich więcej, a więc mózg przypisze większą wartość wysiłkowi).
3. Ustal twarde zasady oszczędzania! Konkretny %, który dziecko ma odłożyć, nim wyda pieniądze.
Nawet małe dzieci bardzo często zaczynają dostawać pieniądze na różne okazje. Od samego początku wprowadź ostrą zasadę, że konkretny % z tej kwoty – mają oszczędzić, a dopiero potem wydawać resztę.
Podobnie, jeśli twoje dziecko już zarabia własne pieniądze – pozwól mu nimi dysponować samodzielnie, tylko wtedy, kiedy odłoży przynajmniej 25% z tej kwoty i będzie dokładnie zapisywać, na co wydało resztę.
Te oszczędzone pieniądze podziel na dwie skarbonki. Oszczędzanie dla samego oszczędzania oraz oszczędzanie na jakiś konkretny cel.
W ten sposób nauczysz dziecko, że oszczędności w ogóle warto mieć i niekoniecznie trzeba oszczędzać, mając jakiś konkretny cel. Jeśli mądrze będziecie inwestować te oszczędności długoterminowe, korzystając z dobrodziejstwa procentu składanego, to Twoje dziecko ma szansę zgromadzić całkiem sensowny majątek w trakcie swojego życia.
4. Wydatki mają być zapisywane – zawsze!
To druga zasada, którą bezwzględnie trzeba egzekwować od dzieci. Wszystkie wydane pieniądze z budżetu, jakim zarządza dziecko, z kieszonkowego, pieniędzy zebranych na różne okazje czy zarobionych samodzielnie, to wszystkie te kwoty wydatków muszą być zapisane i podliczone. Możecie wprowadzić kilka kategorii (ale nie za dużo! 3 do 5 będzie w sam raz) i podliczać całość w skali miesiąca czy roku.
Porównywać, analizować i rozmawiać o tym, co okazało się dobrym zakupem – dalej cieszy i daje przyjemność, było dobrym doświadczeniem czy przeżyciem, a co nie. Wyciągać wnioski na przyszłość z nieudanych zakupów.
Pomóż dziecku tworzyć własne zasady i listy (koniecznie spisane), niech także ono wnosi swój wkład do tych we wspólnym domowym budżecie.
5. Naucz dziecko budować dobre automaty i nawyki oszczędnościowe! Działają znacznie lepiej niż trud i wyrzeczenia.
Jeśli chodzi o oszczędzanie i pieniądze to zasada jest prosta – im więcej automatycznego oszczędzania, analizowania i zapisywania wydatków, tym więcej pieniędzy mamy na koncie.
Gdzie się da – naucz dziecko budować system, który wspiera jego dobre nawyki oszczędnościowe. System kont – rozdzielenie wydatków od oszczędności, to pierwszy krok i szalenie ważny nawyk.
Dobra aplikacja bankowa albo inna pozwalająca spisywać i analizować wydatki bez wielkiego wysiłku – to dwa.
Automatyzowanie inwestycji i oszczędności, minimalizowanie opłat oraz zgarnianie ekstra premii– to trzy.
Te proste kroki – zmienione powtarzalnością w nawyki – zmienią twoje dziecko w dorosłego, dla którego oszczędzanie jest naturalnym działaniem, a nie trudem czy wyrzeczeniem.
Ja jestem ogromną zwolenniczką tego, żeby jak najszybciej uczyć dzieci funkcjonowania finansowego w realnym świecie… czyli świecie płatności elektronicznych, kart i kont.
Tak to prawda, że kiedy płacimy gotówką, to wydajemy najmniej… tylko w ostatnich latach cały świat przesiadł się na pieniądz elektroniczny. Pandemia jeszcze przyspieszyła ten proces, a młode pokolenia siedzą non stop w Internecie, mediach społecznościowych, gdzie z każdej strony są bombardowane komunikatami “kup” i “wydaj”.
Obecnie dzieci muszą jak najszybciej nauczyć się panować nad pieniądzem elektronicznym, stąd własne konto, karta czy elektroniczne skarbonki oszczędnościowe są lepszym przygotowaniem do życia w realnym świecie niż stara dobra ceramiczna “świnka skarbonka”.
Bardzo lubię definicję oszczędności, która mówi, że oszczędności to luka między naszym ego a dochodami. Jeśli tak zaczynasz podchodzić do sprawy, to nagle rozumiesz, dlaczego wielu ludzi, którzy mają naprawdę przyzwoite dochody, tak niewiele oszczędza.
Oszczędzanie jest wtedy dla nich codzienną walką z instynktem, który nakazuje “pokazanie się” innym. Szczególnie w dobie manifestacji “życia jak z Instagrama”, to oznacza zaznaczanie swojego statusu poprzez wystawny i luksusowy styl życia. … i nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko luksusowi, fajnym gadżetom, czy super wycieczkom i wydawaniu pieniędzy. Sama to lubię i nie żyję bardzo minimalistycznie… pytanie jest jednak co dzieje się “od kuchni” i czy cały ten blichtr jest tylko na pokaz, czy jednak jest tym, co zostaje nam po oszczędnościach.
Nauczenie od najmłodszych lat własnych dzieci nawyku: najpierw oszczędź, a wydawaj to, co Ci zostanie po oszczędnościach, pokazanie, że to jest system, który się sprawdza, a nie wyrzeczenie – jest najcenniejszym kapitałem na przyszłość, jaki możemy im dać. Każdy system, automat, nawyk, żeby nam służył, to musi być osadzony w realnym świecie, codzienności w jakiej żyjemy. Właśnie dlatego ja bardzo polecam, żeby dzieci jak najszybciej miały własne konto, karty i skarbonki elektroniczne. Uczyły się mądrego gospodarowania pieniądzem elektronicznym – bo to będzie świat ich dorosłych decyzji.
?Daj znać w komentarzu, jak jest u Ciebie? Jakie masz swoje sprawdzone sposoby na uczenie dziecka zdrowych nawyków finansowych?